Drogą pod Reglami, na Sarnią Skałę i Halę Ornak

Zjechaliśmy na Święta Wielkanocne obowiązkowo na południe Polski. Ja postanowiłam spędzić te dwa świąteczne dni z rodzinką w Kętach. Grzegorz jednak spragniony widoku swoich ukochanych Tatr zebrał żeńską ekipę – siostrę i dwie kuzynki i ruszył w stronę Zakopanego. Przygód mieli co niemiara. Zmiany rozkładu jazdy, autobusy widmo, bardzo długi szlak, ślisko i zimno… ale do rzeczy.. to co zasłyszałam od zmęczonej ekipy, napiszę….

* * *

Grzegorz dotarł do Katowic w Wielką Sobotę i zdążył namówić dziewczyny na pociąg do Krakowa o pierwszej w nocy. Dziewczyny nie protestowały, bo już o 4 miały w Krakowie wsiąść w autobus do Zakopanego, dzięki czemu można byłoby rozpocząć zaplanowany, dość długi z resztą szlak w miarę wcześnie. Kraków przywiał ich ciemnościami, a autobus nie dotarł na czas. W ogóle z resztą nie dotarł. Pozostał im pociąg do Zakopanego, który po czterech godzinach podróży dokulał się w końcu do stacji końcowej około 10 przed południem. Zacnie!

* * *

Wędrówkę rozpoczęli u wylotu Doliny Białego, wyznakowanej na Żółto, nieopodal skoczni narciarskiej – Wielkiej Krokwi. Dolina Białego ma około 2.5 km długości i przez wielu uważana jest za najpiękniejszą dolinę reglową Tatr. Tatrzański Bedeker informuje, że droga w Dolinie Białego wybudowana została w celu wywożenia urobku z dwóch sztolni, które wykonano na przełomie lat 40. i 50. XX wieku w ramach prowadzonych poszukiwań rudy uranu, której śladowe ilości odkryto w skałach Krokwi. Zakratowany wylot jednej z nich znajduje się tuż przy szlaku turystycznym. Dolina wznosi się cały czas w górę, i daje się ostro we znaki. Dziewczyny jednak prą dzielnie do przodu, szczególnie Asia, w której drzemią spore pokłady energii.

* * *

Dochodzą w końcu do czarnych znaków, do Drogi pod Reglami, gdzie skręcają na zachód. Teraz jeszcze kawałek i odbicie w górę, ak by zdobyć Sarnią Skałę. Szlak na szczyt jest krótki, jednak przy sporym oblodzeniu, jakie towarzyszy im dzisiaj, wcale nie jest łatwy. Widok ze szczytu wynagradza jednak wszelkie trudy. Dawniej Sarnią Skałę nazywano Małą Świnicą, Świniczką lub Świnią Skałą i była ona intensywnie penetrowana przez poszukiwaczy skarbów (na skałach zachowały się do tej pory wyryte przez nich znaki). Obecnie jest badana przez botaników i wielbicieli roślin tatrzańskich. Na jej gołych skałach pięknie zakwitają gatunki roślin wapieniolubnych, m.in. dębik ośmiopłatkowy i dzwonek jednostronny. Rośnie tutaj także miniaturowa krzewinka – wierzba alpejska, omieg kozłowiec, różeniec górski, jaskier alpejski, kilka gatunków skalnic i wiele innych. Na zboczach Sarniej Skały i w dolinach reglowych wokół niej sztucznie wprowadzono modrzewia japońskiego oraz drzewiastą kosodrzewinę wyhodowaną z nasion pochodzących z alpejskiej kosodrzewiny. Zejście z Sarniej Skały pozostało na pewno w pamięci Kasi, która pewnie od tamtego czasu już nigdy nie będzie zbiegała z góry… oj gdyby nie kosówka, na której się Kasia zatrzymała byłoby ciężko…

* * *

Z Sarniej Skały powrócili na Drogę pod Reglami, i dalej podążali na zachód. Przez chwilę, szlakom czarnym towarzyszyły szlaki czerwone, prowadząc na Przełęcz w Grzybowcu. Znajduje się ona na wysokości 1311 m n.p.m. i oddziela Łysanki od Grzybowca. W kierunku zachodnim zbocza spod przełęczy opadają do Doliny Małej Łąki, w kierunku wschodnim do Doliny Grzybowieckiej, dnem której płynie Grzybowiecki Potok. Trudy wycieczki dawały się już powoli we znaki, ale nikt nie dawna za wygraną i wszyscy dzielnie szli dalej.

* * *

Z Przełęczy w Grzybowcu łagodnym zejściem udali się dalej Drogą pod Reglami w kierunku Doliny Małej Łąki, by stamtąd znowu w górę, tym razem dość stromo wyjść na Przysłop Miętusi. Tu na szczytowej polance ustawiono stół i ławy, gdzie turyści mogą odpocząć podziwiając roztaczające się stąd widoki na Giewont i Czerwone Wierchy z kotłami polodowcowymi Wielkiej i Małej Świstówki oraz wiszącą Doliną Litworową i Mułową, a w kierunku zachodnim na Kominiarski Wierch, Halę Stoły i Zadnią Kopkę. Patrząc w kierunku Doliny Kościeliskiej możemy dostrzec wznoszącą się w lesie, tuż nad polaną Zawiesistą Turnię. Po północnej stronie, na skraju lasu znajduje się tzw. Czerwona Skałka, w której niegdyś wydobywano dobrą rudę żelaza. Warto wspomnieć, że pastwiska naPrzysłopie otrzymał w roku 1595 od króla Zygmunta III Wazy niejaki T. Miętus z Cichego. Słowo prislop w języku Wołochów, którzy rozpowszechnili u nas pasterstwo oznacza przełęcz.

* * *

Po zasłużonym odpoczynku i posiłku Drogą pod Reglami poszli dalej na zachód i łagodnie zeszli do dna Doliny Kościeliskiej będącej głównym celem dzisiejszej wycieczki. Stąd podążali zielonymi znakami wzdłuż doliny, aż do schroniska na Hali Ornak. Schronisko znajduje się na Małej Polance Ornaczańskiej w górnej części Doliny Kościeliskiej na wysokości 1100 m n.p.m., na terenie należącym dawniej do Hali Ornak. Zostało wybudowane w latach 1947-48, w stylu zakopiańskim i stanowi własność TPN. Wybudowano je w zastępstwie dawnego schroniska na Hali Pyszniańskiej, które w czasie II wojny światowej zostało spalone przez Niemców. W 1973 r. nadano mu imię prof. Walerego Goetla. Schronisko jest otoczone kompleksem leśnym, który jest ścisłym obszarem ochrony ścisłej. Z opowieści naszych wycieczkowiczów wynika, że po dotarciu do schroniska wypili gorące herbaty i baaaardzo szybko zasnęli w zarezerwowanym wcześniej pokoju. Patrząc na długość trasy, tempo i nieprzespaną noc mam podstawy im wierzyć. Na uwagę zasługuje tego dnia jeszcze mniej przyjemny fakt – zdarzenie, o jakiego doszło w Dolinie Kościeliska, jeszcze przed dotarciem do schroniska. Mianowice Asia, którą energia rozpierała najbardziej w pewnym momencie lekko osłabła, a z jej nosa… kap kap… puściła się krew. Oczywiście nie ma w tym nic śmiesznego, ale komentarz Basi, która do Grzegorza odezwała się wtedy…. “ja… ale szlak wybrałeś :/” bez wątpienia warty jest napisania.

* * *

Po długim wypoczynku, rankiem nastała prawdziwa zima, która przykryła białym puchem wszystko dookoła. Cała ekipa postanowiła podejść ze schroniska jeszcze bardziej na południe, czarnym szlakiem do Smreczyńskiego Stawu. Stanowi on polodowcowe jezioro morenowe i powstało w zagłębieniu między morenami dwóch lodowców. Od innych tatrzańskich jezior różni się wysokim rozwojem życia organicznego i występowaniem płazów; stwierdzono występowanie traszki górskiej i karpackiej, żaby trawnej. Jest to też jedno z nielicznych tatrzańskich jezior, które nie jest położone na dnie dzikiego kotła polodowcowego otoczonego stromymi ścianami, lecz na równinie w lesie. Jego brzegi są bagniste, porośnięte roślinami bagiennymi. W wodzie obfity fitoplankton, a w nim głównie bruzdnice. Wokół stawu znajduje się ścisły rezerwat przyrody. Cały staw otoczony jest lasem, a ponad nim widoczne są szczyty: Smreczyński Wierch (2086 m n.p.m.), Kamienista (2126 m n.p.m.), Błyszcz (2158 m n.p.m.), zbocza Starorobociańskiego Wierchu (2178 m n.p.m.). Widok miał być piękny, lecz po dotarciu do stawu, okazało się że ten wygląda jak polana, przykryta warstwą białego puchu, a dookoła śnieżyca uniemożliwia podziwianie jakichkolwiek widoków…

* * *

Droga powrotna była dużo mniej wyczerpująca niż wczorajsza wycieczka. Czarnym szlakiem, ze Smreczyńskiego Stawu zeszli pod Ornak, a dalej udali się zielonym szlakiem, prowadzącym dnem doliny aż do Kir, skąd już busem udali się do centrum Zakopanego.

* * *

Oczywiście cała wyprawa zwieńczona została obiadem w słynnym już dla nas “kowboju”, czyli westernowej knajpie z tani i przepysznym daniem dnia. Wycieczka się udała, i mimo wielu trudów wspominana była z łezką w oku… a mnie łezka się kręciła z czystej zazdrości, że nie byłam z nimi…

* * *