Główną granią Czarnohory od Munczela na Smotrec

Klamka zapadła. Pozostawiamy część ekwipunku u Kuby, pakujemy się na dwa dni wędrówki, zabierając tylko niezbędne rzeczy pod namiot i prowiant i ruszamy. W planie przejście z chatki u Kuby przez Halę Czuhrową i Rozszybenek na Munczel. Stamtąd pod Dzembronię i Przełęcz pod Kwadratem na Smotrec. Optymalnie byłoby rozbić namiot na Munczelu lub Smotrcu i kolejnego dnia kontynuować granią, a potem zejść do Dzembroni, pod Monastyr i z powrotem do chatki u Kuby. Ambitnie, ale bez wielkich plecaków jestemy pelni entucjazmu. Pogoda również zachęca. 

Ruszamy o świcie. Za zalesionym stokiem po prawej stronie widzimy Munczel.

Szybko zdajemy sobie sprawę że podąża za nami Żyletka, kóre jak na złość nie chce wracać do domu. Dzwonimy do Kuby i podejmujemy decyzje, że pies idzie z nami. Jedyna prośba od Kuby. Nie dawać jej jeść. Musi się nauczyć. 

Podążamy szlakiem początkowo za znakami żółtymi i czarnymi, potem już tylko czarnymi.

Po zejściu w dolinę ponownie pniemy się w górę. Początkowo droga wiedzie przez dość gęsty las, by ustąpić miejsca bardzo gęstej kosówce. Po drodze, szczególnie w jednym z zacienionych żlebów, którym prowadzi szlak dreptamy powoli w wielkich płatach śniegu. Jeszcze wyżej płaty zamieniają się w sporą pokrywę śnieżną, miejscmi sięgającą spoo powyżej kolan. Brniemy w górę, ale czujemy narastające zmęczenie.

W końcu, po naprawdę wyczerpującej wędrówce w górę dochodzimy na Munczel. Szczyt ma 1998 m wysokości, choć według Słownika geograficznego Królestwa Polskiego krajów słowiańskich wznosi się na 2002 m npm. Na szczycie znajduje się stary słupek graniczny, wskazujący granicę pomiędzy uwczesną Polską i Czechosłowacją. Sporo też drutów kolczastych, pozostałości po okopach z I Wojny Światowej.

Na szczycie odpoczywamy i uzupełniamy kalorie. Decydujemy, że mimo zmęczenia będziemy kontynuować wędrówkę i granią zmierzamy w kierunku Smotreca. Na horyzoncie, w oddali migocze szczyt Popa Iwana, z ruinami obserwatorium astronomicznego.

Wędrujemy granią przemieszczając się cały czas wzdłuż hstorycznej granicy Polski z Czechosłowacją. Żyletka cały czas nie usępuje nam kroku.

Osiągamy Przełęcz Kwadrat, gdzie decydujemy się rozbić namiot przed zbliżającą się nocą. Widok na Smotrec i Popa Iwana zjednej strony i Munczel z drugiej jest imponujący. Posilamy się, rozpalamy nawet ognisko, nie tyle by się ogrzeć, co dla atmosfery. Po zachodzie słońca szybko jednak szykujemy się do snu, prawdziwie zmęczeni dzisiejszą wędrówką. Żyletkę zostawiamy na noc przed namiotem.

Dość szybko po zachodzie słońca zrywa się wiatr. Nadciągają chmury, z których dość intensywnie zaczyna padać deszcze. Dźwięki w namiocie, wiatr i dobijająca się by wejść do środa Żyletka nie pozwalają spokojnie spać. Wpuszczamy w końcu psiaka do środka. Cwaniaczka rozpycha się ile może i aż do świtu okupuje zdecydowanie za dużą część namiotu. Plus taki, że grzeje porządnie w nogi.

Mało wyspani, skoro świt wstajemy, składamy namiot i zwijamy manatki. Ruszamy w drogę, w wielim wietrze, mgle i kropiącym już tylko deszczyku.

Smotrec i Średni Smotrec widzimy w całkowitej mgle. Widoczność poprawia się dopiero w dole.

Schodzimy do wsi Dżembronia. 

Jako że zbliża się cywilizacja, Żyletce organizujemy pseudo smycz ze sznurka. Ale działa.

We wsi posilamy się rybą w puszcze. Pijemy piwo. W drodze powrotnej do chatki łapie nas wielka ulewa, ale w końcu dochodzimy do schroniska, gdzie Kuba szykuje nam ciapłą herbatę, saogon i kolację.