Na rowerze wzdłuż Półwyspu Helskiego

Wstaliśmy 4.30 i ruszyliśmy pzez Gdańską starówkę na dworzec. Stamtąd kolejką na Hel. W planie przejechanie półwyspu szlakiem rowerowym do Władysławowa. Odległość niewielka, 36km, ale…. zimno jak cholera!

W kolejce jesteśmy niemal sami. Jak z perspektywy czasu patrzę na to zdjęcie, to myślę sobie, że wybranie się w styczniu na rower w trampkach nie było najmądrzejszą decyzją.

Docieramy na Hel. Pochodzenie nazwy miasta nie zostało dotąd jednoznacznie wyjaśnione. W  języku staropolskim nazwa Hel oznacza „wydmę, pustkowie, cypel”, od której oprócz Helu miała się wywodzić również wcześniejsza nazwa Elbląga „Helbląg”. Część badaczy wskazuje na jej źródło w językach germańskich. Na holenderskiej mapie z XVII w. cała mierzeja nazywana jest Heel. Nazwę swoją zawdzięcza najprawdopodobniej żeglarzom. Archeolog Anton Englert wyjaśnia pochodzenie nazwy uwarunkowaniami geograficznymi. W języku duńskim bowiem hæl oznacza obcas buta (ang. heel), zaś tradycyjne duńskie nazewnictwo żeglugowe często posługiwało się odniesieniami do części ciała – np. næs – nos, hoved – głowa, albue – łokieć.

Na początku podjeżdżamy pod helską latarnię gdzie pstrykamy pamiątkowe zdjęcie.

Stamtąd jedziemy wzdłuż półwyspu kierując się na kierunek Władysławowo. Przerwę robmy na molo w Juracie.

Dalej zmierzamy przepięknie położoną drogą nad Zatoką Pucką. Docieramy do Kuźnicy.

W końcu wymarznięci docieramy do Władysławowa. Udaje nam się nawet znaleźć jedyną otwartą o tej porze roku knajpę w której można się posilić.